Projekt denko nr 2, czyli maseczkowy zawrót głowy na potrzeby bloga

Niech nie zmyli Was opis. To prawie nie tak, że kupiłam te produkty, by znów napisać projekt denko ;p Faktem jest jednak, że kiedy pisałam projekt denko nr 1, coś opornie i długo zbierałam kosmetyki. Zaś dziś przysiadam do projektu denko z przymusu, bo moje pudełeczko dobroci pęka już w szwach i najwyższa pora podzielić się emocjami jakie przywołują na twarz opakowania w nim zawarte. ;) Więc... uruchamiamy maszynę losującą... :)

1. Under Twenty, Żel do mycia oczyszczająco-matujący
Produkt dostałam na szkoleniu z marki Lirene, nie jest to jednak moja pierwsza przygoda  z produktami tej marki. Dając tej marce kolejną szansę, po raz kolejny się zawiodłam. Z resztą nie tylko ja, bo żele antytrądzikowe do twarzy od UnderTwenty nie sprawdziły się również u mojego młodszego brata, ani u Ciacha. 
Jeśli chodzi o funkcję oczyszczania to również nie radzi sobie najlepiej. Owszem, używam kosmetyków, które ciężko schodzą, ale przed myciem twarzy żelem, używam wcześniej innych mleczek i płynów. Żel ma domyć dokładniej a ten akurat nie domywa. Matowienia twarzy również nie zauważyłam. Poprawiałam się w ciągu dnia pudrem tak samo jak zawsze, zaś bezpośrednio po użyciu tego żelu nos się po prostu błyszczał.

2. Isana, mydło w płynie Ahoj Morze!
Jak na fakt, że w promocyjnej cenie zapłaciłam za to mydełko w pojemności pół litrowej jakieś 3 lub 4 złote to jestem pod bardzo dużym wrażeniem. Liczyłam raczej na to, że mydło będzie się średnio pienić i niespecjalnie pachnieć, bo takie wrażenia sugerowały mi dotychczasowe doświadczenia  z produktami myjącymi Isany. Okazało się jednak, że mydło bardzo ładnie zmywa nawet podkład z wewnętrznej skóry dłoni, bardzo ładnie pachnie, może nie morzem, ale bardziej morskim płynem do płukania tkanin :D 
Bądź co bądź zapach jest bardzo świeży i przyjemny i na pewno nie sprawia, że mniej się chce jechać nad morze :) Produkt jak najbardziej wart swojej ceny i doczekał się swojego brata w mojej łazience :)






3. Garnier Fructis, szampon wzmacniający Grow Strong
Dość długo używałam tego szamponu, pewnie dlatego, że ja już od  dawna nie używam tylko jednego szamponu do włosów. Muszę kombinować i któregoś dnia doprosiłam się o łupież. Z pewnością winowajcą nie jest Grow Strong, bo jego używałam znacznie wcześniej i w kuracji przeciwłupieżowej mi raczej pomagał niż szkodził. Plus dla niego.
Poza tym szampon spełnia swoją rolę. Doskonale domywa włosy i faktycznie w trakcie używania włosy przestały wypadać. Jedna z klientek mówiła nawet, że jej włosy po tym szamponie rosną jak szalone ;p Mi też urosły, ale czy to zasługa szamponu, czy może moich innych eksperymentów, tego się pewnie nigdy nie dowiemy :) Kolejna zaleta: pięknie pachnie cukierkami z dzieciństwa, ale nie wiem jakimi :)
4. Diadem, korektor rozświetlający
Na wstępie domyślam się, że w ogóle muszę Wam przybliżyć markę, bo wątpię, by była powszechnie znana. Diadem to polska firma kosmetyczna posiadająca również produkty sygnowane marką Szafir i Caroline's Rose. Może to Wam coś powie. Pewnie nie :P Jest to raczej niższa półka jeśli chodzi o kosmetyki, ale ten oto korektor chwycił mnie za serce. Po pierwsze kosztuje tylko kilka złotych, a bardzo dobrze sprawdził się jako korektor pod oczy. Może  nie ma stuprocentowego krycia, ale jest niezłe. Ładnie rozświetla spojrzenie, nie zbiera się w załamaniach, nie tworzy zmarszczek i trzyma się tam, gdzie powinien cały dzień. Jest też wydajny, używałam go od... hm... października lub listopada niemal codziennie :)

5. Marion, głęboko oczyszczający płatek na nos

Na wstępie muszę się przyznać, że próby oczyszczania porów nosa, do czasu kupienia tego produktu były mi zupełnie obce. Toteż jak to zwykle bywa, niedokładnie użyłam produktu. Powinnam go była najpierw dobrze zmoczyć wodą, ale z lenistwa zrobiłam to płynem micelarnym jak się zorientowałam, że jest suchy i nie chce się przykleić. Po zmoczeniu powinien się niby mocno przykleić, ale wcale się jakoś supermocno nie trzymał. Odrywanie, owszem, trochę poczułam, ale efektu jakiegokolwiek brak. Może nie mam po prostu wągrów ani zanieczyszczeń :)




6. Marion, oczyszczający płatek na nos z zieloną herbatą
Po nieudanym eksperymencie z pierwszą przygodą z płatkami na nos, bardziej się przyłożyłam do drugiego. Po przeczytaniu etykietki wywnioskować można, że fioletowy płatek powinien być mocniejszy od zielonego, a jednak było dokładnie na odwrót. Chociaż i tym razem oszczędziłam mu wody, trzymał się dużo mocniej, a skóra na nosie wydawała się jakby gładsza i bardziej nieskazitelna. Ale i tak, uważam, że jak na 2,20zł za taki jeden płatek, to zupełnie za dużo. Chociaż istnieje prawdopodobieństwo, że kiedy zobaczę zanieczyszczenie skóry nosa, sięgnę szybciej po ten zielony płatek, niż fioletowy.







7. Bielenda, aktywna maska korygująca
Dużo się nasłuchałam o zaletach gotowych masek, których nie rozprowadza się na twarzy, ale nakłada w gotowych plastrach. W tym przypadku spodziewałam się jakiegoś plastra w formie żelowej, który będzie miłą formą relaksu. Musiałam jednak za to spieprzać przez cały dom, bo po nałożeniu tej maski, która była po prostu nawilżaną chusteczką z dziurami na oczy, usta i nos, wyglądałam dosłownie jak mumia, a akurat przyjechał facet mamy. Mama, gdy mnie zobaczyła jak wychodzę z łazienki w tej masce miała dokładnie taką minę jak ta na załączonym na masce obrazku ;) Sama siebie się w odbiciu bałam ;p
Ok, a teraz o działaniu. Skóra na pewno była gładsza, ale używałam z korygującej serii Bielendy już kremu, serum, teraz maski, a mimo to po teście skóry okazało się, że jak na swój wiek mam duże przebarwienia. Uważam więc, że jak na sam efekt wygładzający maski, o wiele lepiej jest kupić sobie 5 tańszych maseczek. 

8. Eveline, złoty peeling-masaż drenujący
Miałam okazję użyć tego peelingu kilka razy w tym roku, chociaż kupiłam go chyba z 3 lata temu. Po drugie ani razu nie użyłam go tak, jak zalecał producent: masując miejsca objęte cellulitem przez pół godziny ;) 
Poświadczam jednak, że przy jego regularnym stosowaniu, skóra po peelingu jest faktycznie jędrniejsza. Używałam tego peeliengu zawsze przed randką z Ciachem, gdy na początku znajomości zakładałam krótkie spódniczki lub spodenki i musiałam wyglądać perfekcyjnie ;) Chyba się udało, skoro wciąż uwielbia moje nogi :D
Ten złoty peeling to autentyczny zdzierak jakich mało, lubię takie :)



9. Ziaja, maska oczyszczająca z glinką szarą 
Mój niekwestionowany lider w oczyszczaniu twarzy. Pewnik przed okazjami, że nic niespodziewanego na twarzy nie wyskoczy. Mało tego. Stosując tą maskę codziennie, udało mi się nawet pozbyć na czas sporych pryszczy. 
Maska wysusza skórę, więc odradzam wszystkim typom skłonnym do przesuszeń. Za to do cery tłustej jest perfekcyjna. 
Jeśli moja opinia to za mało, musicie mi uwierzyć, że to jedna z najpopularniejszych masek w moim sklepie, a zwracając uwagę na fakt, że kosztuje około 1,50 po prostu, jeśli macie tłustą cerę, musicie ją wypróbować. :)


10. L'Oreal Elseve, błyskawiczna terapia rekonstrukcyjna do włosów zniszczonych
Na ogół już dawno zrezygnowałam z silikonowych masek i odżywek do włosów oferowanych przez znane drogeryjne marki średniej półki, jakiej przykładem jest L'Oreal. Są jednak pewne kosmetyki, po które regularnie wracam i takim właśnie wyjątkiem jest ta maseczka. Świetnie sprawdza się przed większymi wyjściami, gdy moje włosy mają wyglądać idealnie. Po maseczce są gładkie i błyszczące jak tafla lustra, bez problemu się rozczesują. Efekt ten jest zawsze równie dobry od kilku lat, bo od tylu właśnie mam doczynienia z tą maseczką. Obecnie w mojej szafie mam jeszcze trzy opakowania, ale... muszę już używać ich po dwa naraz, ze względu na to, że jednego nie jestem już nawet w stanie rozprowadzić na całych włosach.
11. Garnier, krem pod oczy Miracle
Ciężko mi napisać, że po dłuuuuuuuugą z nim przygodą go wreszcie zużyłam, bo zwyczajnie mi gdzieś dzisiaj nagle wsiąknął i nie ma, więc musiałam otworzyć nowy krem. Nie wiem gdzie jest ten stary, ale i tak już się kończył, więc mam wyrobione zdanie na jego temat.
Z całą pewnością jest wydajny, bo miałam go rok, jak nie dłużej. Używałam średnio codziennie, bo czasem mi się zapomniało, czasem używałam też na noc. Niestety, często zdarzało się, że piekła mnie po nim skóra, ale od razu mówię, że to krem z półki 45+ :P Tak naprawdę nie zauważyłam po nim poprawy jakości skóry. Utrzymał, chociaż ledwie to, co było zasługą mojego poprzedniego kremu pod oczy. Jedyny plus za to, że nie pamiętam już jak to jest gdy łuszczy się sucha skóra pod oczami ;)
12. Avon, żel do golenia Skin So Soft
Kupno tego żelu mogę zaliczyć do jednej z największych, jak nie największej, pomyłki kosmetycznej mojego życia. Zmarnowałam jakieś 10 zł tylko na to, by się powkurzać na niepraktyczne opakowanie, śmierdzący zapach, zero piany i utrudnianie golenia. Niezależnie od tego ile nałożyłam tego żelu, najpierw musiałam zgolić maszynką żel, a dopiero później włoski. Czasem żel musiałam zgolić kilka razy. Tak, maszynka była ok. Mam do tej pory tą samą maszynkę, a żel do golenia od Avon właściwie wylałam, by wreszcie go wyrzucić i o nim zapomnieć.
Nogi po użyciu żelu były tak samo gładkie jak po użyciu do golenia żelu pod prysznic.



13. Invisibobble, gumki do włosów
Pierwszą sprężynkę do włosów kupiłam w "sklepie po 4zł" może rok temu, może dawniej. Gumki były ok dopóki nie pękały, jedna wcześniej, druga później. Ich zaletą jest przede wszystkim to, że nie spinam kucyka tak mocno jak normalną gumką. Wcześniej doprowadziło to do bólów skóry głowy ;p
W porównaniu do podróbek orygniał nie wypada jakoś rewelacyjnie. Cenowo w sumie wychodzi podobnie, bo płacąc (u mnie) 12 zł za 3 sztuki przepłacamy jakieś 3zł. Tyle, że oryginał nie jest tak łatwo rozerwać (ja jeszcze nie rozerwałam żadnej sztuki) i gumka po rociągnięciu wraca do małych kształtów nie tylko wrzucona do wrzątku, ale i pozostawiona samej sobie na dzień. Odnoszę jednak wrażenie, że oryginał szybciej i łatwiej się rozciąga...
14. Bourjouis, podkład do twarzy 123 Perfect
Jeden z najpopularniejszych w Polsce podkładów nie bez powodu jest również moim numerem 1. Kocham ten podkład za całokształt i gdybym była tylko trochę bardziej nienormalna niż jestem postawiłabym mu ołtarzyk. Nie wyobrażam sobie życia, gdyby producent go wycofał. Ok, o co chodzi z jego sławą, już mówię.
Nie ma dobrego krycia, ale rewelacyjnie wyrównuje kolor skóry tworząc ją idealną. Ma najbardziej naturalne na świecie kolory, więc na pewno nie będziecie czerwone, pomarańczowe ani różowe. Do tego jest leciutki, płynny i ma pudrowe wykończenie, więc robi się suchy i nie brudzi telefonu, ani nawet białych koszul facetów ;p Mało tego: poprawił moją cerę. Stosowany dłużej wysusza skórę - ideał.
15. Baolishi, eyeliner
Z powodu tego, że nigdzie w necie nie ma nawet tej marki, musiałam sama zrobić zdjęcie tego eyelinera. Musiałam, bo jest naprawdę godny uwagi. Dostałam go wraz z zakupem perfum dla mamy na Allegro, ale chyba ciężko będzie go dostać gdziekolwiek. Gdyby ktoś kiedyś go gdzieś widział, proszę o znak.
Jest to wodoodporny eyeliner, z cienką końcówką, którą bardzo łatwo się malowało precyzyjną kreskę o dowolnym rozmiarze a na dodatek dopóki go używałam wciąż nie mogłam wyjść z podziwu dlaczego komukolwiek eyeliner odbija się na powiece. Nie zastygał za szybko, ani za wolno, nie był ani matem ani połyskiem. Szkoda, że tak ciężko go dostać. Bo chociaż lubię nowości to dobrze było mieć w kosmetyczce pewniaka.

Ufff, to już koniec ;p Pisałam tego posta dwie godziny :) Ale ciekawa jestem co tym razem od Was poczytam w komentarzach i czego ciekawego i nowego dowiem się od Was na temat tych kosmetyków, lub może innych, podobnych :) Polubiłam pisanie kosmetycznych postów :) 
Wiem, że testowanie wyżej wymienionych produktów odbyło się często chaotycznie, pomijając zalecenia producenta, nieregularnie... W takich przypadkach ciężko o rzetelną opinię. Dlatego testując dla Was kolejne produkty postaram się czytać etykietki przed użyciem, a nie po :P 
Pozwolę sobie nominować dziś do projektu denko Venus :) Bo wiem, że ona lubi kosmetyki tak, jak ja i jestem bardzo ciekawa jej recenzji kosmetyków. Byłoby to bardzo miłym uzupełnieniem Twoich haulów, kochana :) Przynajmniej dla mnie :) Mam nadzieję, że znajdziesz czas :) Pozdrawiam! :)

Komentarze

  1. ja gumki invisible używam już 3 lata:) jak się rozciągną do gorące wody je wrzucam i są jak nowe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie jak ja je wrzucam do gorącej wody to one później Juz i tak się szybciej rozciągają niż jak były nowe ;)

      Usuń
    2. no nie wiem moje się regenerują:D

      Usuń
    3. Moje tez ale tak jak mówię, bardzo Szybko się Rozciągają i tak ;)

      Usuń
  2. Do kosmetyków Under Twenty też miałam kilka podchodów i w sumie zawsze też byłam zawiedziona. Więc od dwóch lat już chyba nic tej firmy nie kupuje.
    Reszty nie znam, poza odżywką, ale mam ją chyba w pełnej wersji u A. O ile to jest to sam. :)
    A gumki sprężynki mam dwie, ale jakoś wolę używać zwykłej materiałowej. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I zapomniałam dodać, że chętnie wypróbuje tej maseczki z glinką szarą. Cerę mam tłustą, nawet bardzo, więc może mi podpasuje. :)

      Usuń
    2. Czyli chyba serio under twenty to pomyłka.
      Odżywka a maska to co innego ;p a to jest jeszcze co innego nawet jak maska ;p Więc nazywanie jej pełną wersją jest błędem, bo to nie to samo ;p
      Ja odkąd właśnie zauważyłam, że włosy mi wypadają, bo za mocno je związuje przerzuciłam się na sprężynki :)

      Usuń
    3. No szału nie robi. :)
      A to może ta sama seria albo coś. :) nie wiem, bo nigdy tych mini nie używałam. :P
      No jak się za mocno związuje to przeważnie jest taki efekt. I zwykla frota tez powinna być dość gruba. :)

      Usuń
    4. Tak, seria ta sama :)
      Może sobie właśnie muszę kupić grubą frotę ;p Bo takiej jeszcze nie mam ;p

      Usuń
    5. No taką gruba, materiałowa - dla mnie najlepsza. :P jeszcze jak jest długa to w ogóle do koków idealna. :P

      Usuń
    6. Oj długich nie lubię właśnie bo musze je dużo razy zawijac :)

      Usuń
    7. Ja lubię takie, które chociaż na 4 razy mogę przewiązać. :P

      Usuń
    8. To ja takich nie znoszę ;p Uwielbiam te, które wystarczy dwa razy xD

      Usuń
    9. Hehe no jak kto woli. :D
      Jak sobie takiego klipsa to tez mi takie wystarczają xD ale przeważnie wole takiego powyciąganego, szerokiego. :P

      Usuń
  3. To ja się muszę z tym Diademem zaprzyjaźnić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać jak Ci się go uda dostać :)

      Usuń
    2. Będę jutro od rana na niego polować :)

      Usuń
    3. Jakbyś nie znalazła to w razie czego możemy dobić interesu on-line :D

      Usuń
  4. Post pisany dwie godziny? Czyżby objaw perfekcjonizmu? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Under20 używałam kiedyś, bardzo lubiłam tą serię :) Garniera szamponów nienawidzę, nie pasują do moich włosów - cała marka garniera... Nigdy nic z niego dobrego nie kupiłam. A z masek i serum do włosów lubiłam glisskura :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jesteś pierwszą osobą, która jest zadowolona z Under20 ;)
      Glisskura również bardzo lubię, ale Fructisa i Garniera będę bronić, bo wiele włosomaniaczek, w tym ja, uwielbia tą firmę :)

      Usuń
    2. Ale teraz tego nie uzywam :p
      A tych nienawidze i dla mnie niszczy wlosy, sa suche i w ogole gorsze niz po umyciu. Nie kazdemu musi pasowac :p

      Usuń
  6. Mam teraz ten szampon Fructisa i tak nieziemsko pachnie <3 A mydła z Isany bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi ten zapach przypomina jakieś cukierki z dzieciństwa, ale nie wiem jakie ;p

      Usuń
  7. Ja lubię mydła z ISANY przede wszystkim za cenę. :D Ale używam ich jedynie do rąk. ^^
    Tę maseczkę z Ziaji używałam dawno temu i byłam nią zachwycona - faktycznie mega oczyszcza, a gdy gdzieś pojawi się jakiś nieproszony gość faktycznie go eliminuje - dosłownie. :D
    No i jeszcze tej maseczki do włosów z elseve używałam niedawno przed imprezą właśnie. :D Też jestem bardzo zadowolona.
    Zainteresował mnie podkład, bez którego nie potrafiłabyś żyć. :D Czy jest on matujący?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żele pod prysznic z Isany pamiętam, że zrobiły na mnie złe wrażenie ;) Ale mydła są spoko :)
      Maseczkę z Ziaji wypróbowałam właśnie pierwszy raz chyba dzięki Tobie, bo pisałaś o niej na blogu kiedyś ;p
      On nie jest matujący, ale matuje ;p

      Usuń
  8. Gdzie można dorwać ten korekor? Nigdzie nie widziałam tej firmy.
    Wiesz, że mam 1 taką gumkę (tylko nie wiem czy oryginalną, bo dostałam ją od kuzynki) i ani razu nie miałam jej na włosach :-P Muszę to zmienić :-P
    Tyle już słyszałam i pokładach Bourjouis i jakoś nadal nie wiem czy to jest pokład dla mnie. Sprawdzi się na bardzo tłustej cerze?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jakichś mniejszych drogeriach pewnie i wyłącznie polskich, bo na szkoleniu z tej firmy mówili, że współpracują tylko z polskimi drogeriami.
      No to spróbuj i podziel się wrażeniami ;p
      Musisz sprawdzić na swojej, ale ja mam tlustą i go kocham. I tak jak wspomniałam, używany dłużej wysuszył mi cerę przez co poprawił jej stan.

      Usuń
    2. No to musze się do jakiejś przejść i zobaczyć czy mają tam to cudo ;-)
      Hehe:-P Nadal nie miałam jej na włosach :-P Muszę ją wyciągnąć z torebki :-P
      No to będę musiała zapominać na niego na promocji lub zamówić przez internet.

      Usuń
  9. Szampon z Garnier mega objętość zafundował mi kiedyś uczulenie, szkoda, bo dodawał objętości.
    Kupiłam te oslawione gumki do włosów i też nie poczułam jakiejś rewelacji przy używaniu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kurcze, aż mi się zachciało takiego denka u siebie! ;)

    Co do żelu do twarzy, to używam głównie tych z AA, bo nie zostwiają takiego uczucia ściągnięcia nieprzyjemnego, chociaż od niedawna i tak stosuję jeszcze tonik po umyciu twarzy żelem :)

    A gumki Invisibble uwielbiam! Że nie odgniatają mi włosów, że są wytrzymałe i fakt, rozciągają się, ale nie przeszkadza mi to zupełnie w niczym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc Cię nominuję! :D
      Tonik powinno się stosować po myciu żelem, więc cieszę się, że się na niego zdecydowałaś :) Ja uczucie ściągnięcia lubię, bo mam na ogół tłustą cerę.
      A wiesz, że po wrzuceniu do wrzątku wracają do małych kształtów? :D

      Usuń
  11. Znam tylko ziaję chyba. :D i Kocham! <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja upolowałam gumki-sprężynki w biedronce z 9 zł i jestem bardzo zadowolona, po nocy wracają do wcześniejszego kształtu bez większego problemu. Natomiast do oczyszczania nie używam żadnych żeli w stylu Under Twenty, Garnier itp. bo podrażniały moją cerę trądzikową. Zmywam makijaż i oczyszczam twarz olejami- metoda ocm. Stosuję mieszankę 30% olej rycynowy, 70% olej jojoba i jestem zachwycona- nie budzę się z tłustą twarzą!
    Przy okazji zapraszam do siebie. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

12. "Dlaczego mężczyźni poślabiają zołzy?" Sherry Argov

17. "Miasto ślepców" Jose Saramago

Projekt denko. Czerwiec.